Dzisiaj pierwszy raz zrobiłam 10 min leopard crawl non stop. Myślę, że skuteczność tego ćwiczenia polega na demaskowaniu i naprawianiu po kolei słabych punktów. U mnie były to po kolejnych raczkowaniach : brzuch, ramiona, biodra, mm czworogłowe ud, przedramiona, a na końcu mm dłoni. Po każdej kolejnej "sesji" męczyły mi się kolejne grupy mięśni. Po ustąpieniu zakwasów dane partie ciała stawały się silniejsze i już nie sprawiały problemów. Po następnej sesji odzywały się następne, i tak aż do momentu, kiedy 10 min okazało się przyjemną, energetyzującą rozgrzewką
Jeśli chodzi o przełożenie na inne ćwiczenia:
- wydłużył mi się czas i łatwość trzymania hollow body (mocniejszy brzuch) również przy robieniu pompek i podciąganiu,
- wzmocniłam mięśnie obręczy barkowej, co przydaje się przy pompkach
- zdałam sobie sprawę z tego, jakie słabe mam przedramiona, a więc chwyt,
- zyskałam większą stabilność obręczy biodrowej, co przydaje mi się na co dzień przy chodzeniu, zwłaszcza z dodatkowym obciążeniem : )
Technicznie zdziwiła mnie trudność stabilizacji w ruchu (nagrałam się jak robię spidera i okazało się, że strasznie bujam pupą na boki, nie zdawałam sobie z tego sprawy)
i praca dłoni- o wiele lepiej się raczkuje "chwytając" dłońmi podłoże.
Bardzo ciekawe ćwiczenie, ale nie porzucałabym dla niego codziennego treningu. Myślę, że rzeczywiście "wiąże" ciało, niweluje braki i wzmacnia naturalne odruchy oraz dobrze działa na kręgosłup, ale nie zastąpi mi progresji do muscle-upa ani jednorękiej pompki.