PODSUMOWANIE
50 tygodni treningu
Witam wszystkich! Minęło już 50 tygodni, co w praktyce przełożyło się na równo rok treningu. W teorii rok ma coś koło 56 tygodni, ale część treningów rozciągnęła mi się na więcej niż 7 dni, i taki o to jest rezultat. Minął rok i dość mocno zmieniło się moje podejście. Zaczynamy!
Pamiętacie z czym startowałem? Ja też nie, dlatego wklejam swoje dawne zapiski:
Wzrost: 185 cm
Waga: 76 kg
Osiągnięcia siłowe: Brak / Nie stwierdzono
Zapał: W nadmiarze
Jeśli nie czytałeś mojego podsumowania po 25 tygodniach, to znajdziesz je tutaj:
http://kalistenikapo...-duch/?p=116904
Ponownie przygotowałem grafikę podsumowującą. Mam nadzieję, że jest dość przejrzysta. Zawiera cały mój dotychczasowy trening. Po prawej objaśnienie kolorów.
Trening.png 572 KB
37 Ilość pobrań
Aktualnie znajduję się na tym etapie;
Pompki: Krok 5 - trening od 33 tygodnia prowadzony systemem 5x5
Brzuch: Krok 4 - praktycznie sam początek - trening prowadzony systemem Wade'a.
Przysiady: Krok 4 - również trening systemem Wade'a
Podciąganie: Negatywy - czyli prawie krok 4. Niestety ten był dla mnie za trudny, dlatego wprowadziłem chwilowo trening negatywów.
Grafika może się niektórym wydawać dość niejasna, dlatego poniżej krótka historia każdej partii ciała:
Pompki od początku szły właściwie zgodnie z planem Wade’a, ale tak powolny progres skutecznie tłumił zapał. Krok pierwszy był niezwykle łatwy, drugi sporo trudniejszy, a do tego ta ogromna liczba powtórzeń strasznie tonowała zapał. Dlatego spróbowałem zmienić podejście i przejść na system 5x5 w 33 tygodniu. Tempo od razu ruszyło i zacząłem zaliczać kolejne kroki (zapewne głównie dzięki zmniejszonej liczbie powtórzeń w ćwiczeniu). Udało się dojść do kroku 5, z którym mierzę się obecnie i nie sprawia on nadmiernych problemów.
Brzuch cały czas ćwiczę systemem Skazanego. O dziwo kolejne progresje są do siebie zbliżone, ale mają w sobie coś takiego, że chce się je wykonywać. Wydaje mi się, że takie wysoko powtórzeniowe ćwiczenia są dobre dla brzucha i pewnie do końca pozostanę przy systemie z książki. Oczywiście z każdy krokiem liczba powtórzeń maleje, a trudność rośnie. Obecnie jestem szczęśliwym wykonawcą kroku 4.
Przysiady również przypasowały mi jeśli chodzi o plan Wade'a. Wysoka liczba powtórzeń daje fajne uczucie pieczenia w mięśniach. Jeśli nie zrobię sporej liczby powtórzeń, to w praktyce niczego w nogach nie czuję. Obecnie robię półprzysiady, czyli krok 4.
Podciągnięcia to istna epopeja. Trudne jak cholera, od zawsze były moją piętą achillesową. Przez cały czas musiałem sobie ułatwiać i nie było to zadowalające. Pierwszy krok jak wiecie jest banalny. Drugi dla wielu nie do przejścia i również przez jakiś czas się na nim zatrzymałem, a progres ustawał. Dlatego w 33 tygodniu przeszedłem na trening 5x5. Od tamtej pory zaszedłem dalej niż przewidywałem. Po skończeniu kroku 3 niestety nie udało mi się wejść wyżej. Pół podciągnięcia były i są wciąż zbyt trudne. Dlatego też zrobiłem sobie taki jakby krok "3,5", czyli w praktyce krok 3 z wąskim chwytem. Po skończeniu tej progresji ponownie nie udało mi się przejść krok wyżej, dlatego teraz wzmacniam się ćwiczeniem negatywów. Myślę, że to pozwoli mi pójść dalej.
Na grafice widzicie również trening pozycji Hollow Body, który został przerwany już właściwie w 39 tygodniu. Życie złapało kilka zawirowań i oprócz wbitej do głowy rutyny 4 podstawowych ćwiczeń, nie znajdowałem czasu na robienie ćwiczenia sylwetki. O tym napiszę dokładniej w dalszej części.Wykonywałem też trening zwisu na drążku, ale nie okazał się on w moim odczuciu przydatny na tym etapie. Pomyślę o nim później.
Podsumujmy sobie te 50 tygodni dzieląc je na poszczególne zagadnienia:
SYLWETKA
Ta jest chyba w porządku. Mięśnie piersiowe ładnie się zaokrąglają, mięśnie brzucha są coraz bardziej widoczne, barki się poszerzają. Widać to szczególnie po zbyt wąskich w ramionach koszulkach. Może i sylwetka nie jest moim celem nadrzędnym, ale jest to bardzo przyjemny dodatek. Każdy chce gdzieś tam w głębi ducha prezentować się dobrze i dobrze wyglądać, a wysportowana, zdrowa sylwetka pomaga to osiągnąć. Póki co szału oczywiście nie ma. Nie wyglądam tak jakbym tego docelowo chciał, a minął już rok ciągłych postępów treningowych.
SPRAWNOŚĆ
Cóż... Na czwartym piętrze już nie mieszkam, więc nie mogę za bardzo śledzić postępów zmęczenia przy wchodzeniu po schodach. Wciąż nie wziąłem się za bieganie i chyba nie wezmę. W życiu nie miałem okazji się tym parać, gdyż dokuczała mi astma i bieganie zwyczajnie dla mnie nie istniało. Mimo to jestem coraz wytrzymalszy i sprawniejszy..Dwanaście godzin intensywnej pracy nie robi na mnie już takiego wrażenia i nie męczy tak bardzo, a i ciało regeneruje się dość szybko. Może to zasługa treningu, a może przyzwyczajenia. Tego nie wiem.
TRENING
Tutaj mam sporo do opisania. Przede wszystkim wspomnę o największym plusie - postęp ostatnich 25 tygodni był większy, niż w analogicznej pierwszej turze. Wiadomo - przejście na system 5x5 w najtrudniejszych sferach znacznie wszystko przyspieszył, bo powtórzeń do wykonania był choćby mniej. Mimo to ten aspekt zapisuję na plus.
Jeśli chodzi o ciągłość treningów to było już ciut gorzej. Niektóre tygodnie treningowe rozciągały mi się na dwa tygodnie. Stąd mamy dopiero 50 tydzień, a już minął okrągły rok treningu. Złożyło się na tę kwestię wiele zmian życiowych i coraz mniej czasu.
Minusem była też rezygnacja z treningu Hollow Body. Po kilku nieudanych próbach powrotu stwierdziłem, że nie ma co się z tym męczyć, skoro nawet nie pamiętam by ten trening zrobić. Ktoś mógłby poradzić mi ustawianie przypomnienia w telefonie, zapisywanie na kartce i tym podobne rzeczy. Niestety osobnym problemem jest tutaj prokrastynacja.
To odkładanie na później niestety się na rutynie mści i to przekazuję wszystkim początkującym jako dobrą radę. Jeśli trening zaplanowałeś na dzisiaj, to musisz go zrobić dzisiaj. Wiele razy miałem tak, że zrobiłem pompki i trening brzucha, a za dwa/trzy dni wykonałem tylko podciągnięcia (nie miałem zbyt dużo czasu) i obiecałem sobie, że "przysiady zrobię sobie raz dwa jutro i już". I wiecie co? To nigdy nie następowało.
Nie wiem czy też tak macie, ale u mnie moja forma w ciągu dnia zależy mocno od tego jak dobrze się wyśpię. Śpiąc 9h mogę dać z siebie znacznie więcej niż po 6-cio godzinnym śnie. Wielokrotnie miewałem tak, że jednego dnia odpuszczałem z myślą: "Jutro pracuje dopiero od 8, więc dobrze się wyśpię i trening pójdzie mi lepiej. Po co zaniżać swoje wyniki". Jaki był rezultat? Tego następnego dnia w pracy zostałem dłużej, potem było coś do załatwienia, a na koniec okazywało się, że czas już właściwie iść spać.
Przekładanie i złe priorytety to najgorszy wróg treningu. Nie należy myśleć: "To teraz się prześpię, potem sobie pogram w jakąś gierkę, obejrzę film i około 19stej machnę szybko trening, będzie dobrze.". Trening należy traktować jak esencję dnia. Owszem, pogram sobię i obejrzę mecz, ale DOPIERO gdy już poćwiczę. Wszystkie nasze działania powinny prowadzić do wykonania treningu i uzyskania czasu na rozrywkę później. W moim przypadku jest to niezwykle ważne i właściwie samo w sobie definiuje, czy mój tydzień będzie dobry, czy nie.
Łatwo sobie tak pisać, czyż nie? Niech świadczy o tym moja porażka z treningiem Hollow Body. Wiadomo, że początkowy "hype" treningiem nie trwa wiecznie. Wracamy do szarej rzeczywistości, nie motywujemy się codziennie filmikami na Youtube i zaczyna się prawdziwa próba naszej wytrzymałości. Jeżeli nie żyjemy według ustalonego planu dnia czy tygodnia, to łatwo jakiś trening pominąć lub o nim zwyczajnie zapomnieć. Będąc na studiach miałem swój plan dnia i wszystko działało jak w zegarku. Remontując mieszkanie i jednocześnie pracując, zegarek mogłem wyrzucić praktycznie do kosza. Jeśli w takim wypadku trening Hollow Body traktowałem jako dodatek, to często jakakolwiek chwila rozrywki zwyciężała nad treningiem sylwetki. I w ten właśnie sposób to się skończyło.
JADŁOSPIS
Wciąż nie mam specjalnej diety i nie liczę kalorii. Fastfood raz na miesiąc lub rzadziej, przekąski tylko do filmu (raz, dwa razy na tydzień) i czasem piwo. Poza tym staram się jadać zdrowo, ale nie sprawdzam pod skrzydłami czy mój kurczak jest chudy, czy raczej lekko grubawy. Po prostu cieszę się życiem i częścią tej radości jest jedzenie.
Fakt, pieczywo trochę powróciło do mojego życia, ale gdy wszelkie perturbacje się już skończą i osiądę wreszcie na mieliźnie, to coś z tym zrobię.
Przyzwyczajenie do zdrowego śniadania przetrwało próbę czasu i gdy tylko mam możliwość, to jakiś miks owsianki sobie szykuję. Dodatkowo owoc w pracy, trochę warzyw do obiadu i myślę, że nie jest najgorzej.
SAMOPOCZUCIE
Samopoczucie jest dość pozytywne. W końcu rok treningu to dobre osiągnięcie dla laika w tym temacie. Wiem, że nie mogę nazwać się zawodnikiem kalisteniki, ani wiązać z tą dyscypliną jakichś wielkich nadziei. Ćwiczę sobie w domowym zaciszu, wyłącznie dla siebie i jest mi z tym dobrze. Z pewnością chcę dociągnąć do 100 tygodnia i taki jest mój cel. Zobaczymy się za rok ; )
ŚWIATŁA GASNĄ czyli co sądzę o Skazanym na Trening
Postanowiłem na koniec przedstawić moje własne przemyślenia dotyczące tej dość kontrowersyjnej książki. Abstrahuję już o d tematu tego, czy Wade istnieje czy nie - to chyba nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, czy książka ma naprawdę sens i niestety wychodzi na to, że największa zaleta tej książki jest jednocześnie jej największą wadą o taki paradoks. Dlaczego?
Książka jest (lub też stara się być) uniwersalna. Jest to na pewno jej ogromna zaleta. Dzięki temu może ją wziąć do ręki ktoś, kto nigdy niczego nie trenował i wyciągnąć z niej kawał dobrej wiedzy. Pomoże ona również ludziom poszukującym właściwej ścieżki rozwoju, osobom powracającym po kontuzji oraz takim szukającym w życiu dyscypliny. Problem jest niestety jeden: Jeśli coś jest dobre dla każdego, to nie jest dobre dla nikogo. Jej uniwersalność burzy niestety jej końcowy zamysł - zostania mistrzem treningu wielkiej szóstki.
Nie istnieje coś takiego jak trening uniwersalny, po którym każdy będzie mistrzem świata, a przynajmniej swojego podwórka i trzepaka. Niestety trening Wade'a przypasuje takiej samej liczbie osób, która go znienawidzi. Ćwiczenia i progresja starają się iść po jak najmniejszej linii oporu, by wspomóc leniwych i kończą się na dość karkołomnych sztukach, by dać coś bardziej ambitnym. Prawda jest taka, że aby trening sprawiał nam przyjemność i pozwalał osiągnąć wiele, to sami musimy go stworzyć. Musimy wykonywać ćwiczenia, które my lubimy, w których chcemy się doskonalić i iść własnym tempem rozwoju. Wade oczywiście wspomina o tym wielokrotnie, ale jeżeli książka miała się sprzedać (a z pewnością to był cel wydawcy) to musiała dać ludziom leniwym gotową receptę. Coś, czego mogą się przynajmniej chwycić i poznać tajniki sztuki kalisteniki.
Czytałem wiele Waszych wypowiedzi na forum odnośnie tego treningu i innych form progresji. Wówczas nie byłem w stanie zauważyć wielu rzeczy, ale wreszcie jestem w stanie powiedzieć coś z własnego doświadczenia.
Książka Wade'a świetnie wprowadza w nastrój ćwiczenia dla samego siebie i swojej satysfakcji. Rozbudza tego ducha samodoskonalenia, a w dodatku podaje na niego receptę (progresja wielkiej szóstki). Motywacja bez planu działać nie może i dlatego książka rozkłada nacisk na obie te rzeczy. Niestety, i tutaj nie ma niespodzianki, progresja Wade'a nie była idealna dla mojego ciała. Czułem się jak na wielkiej sinusoidzie, gdy po ćwiczeniach lekkich przychodziły ciężkie, by potem znowu zwolnić tempo. Nie uważam tego za wadę książki, przez którą powinno się ją wyrzucić/spalić/przekląć. Sama idea małych kroczków, którą tak usilnie przedstawia jest doskonałym i właściwie jedynym sposobem na wyrobienie w sobie ogromnej siły. Obierz ćwiczenie trudne, ale które jesteś w stanie wykonać i dojdź do perfekcji - to jedyna uniwersalna rada, która pomoże każdemu.
Reasumując - książki Skazany na Trening nie traktuję jako lektury specjalistycznej. Jeśli czytamy jakąś książkę, to tylko dlatego, że komuś się to opłacało. Zakładam zatem, że była ona zrobiona tak, jak typowe piwo z dyskontu - miała smakować każdemu i każdy miał z niej coś wyciągnąć. Z pewnością wyciągnęła ona tysiące osób z foteli i dlatego moim zdaniem jej wartość jest nieoceniona.
Moja rada dla początkujących? Obejrzyj coś na Youtube, poczytaj na tym forum, weź do ręki którąkolwiek książkę o treningu z masą własnego ciała i złap ten "hype" by móc samodzielnie pracować nad sobą. Teraz już wiem, że nie ma nic lepszego niż opracowanie własnego planu treningowego i doskonaleniu się w obranej przez siebie drodze. Miałem ogromną satysfakcję gdy przeszedłem krok, który wymyśliłem sam dla siebie jako pośrednią progresję. Teraz trenuję negatywy, których w książce w progresji nie ma, ale sprawiają mi one dużo frajdy i co najważniejsze - dopasowałem je do siebie.
No i jeszcze jedna rada, nad którą nie chce mi się rozpisywać, bo już mnie palce bolą. Nie ma nic złego w zmianach. Jeżeli coś ci nie idzie, cofnij się kawałek, spróbuj innego rodzaju treningu, może zacznij "smarować gwinty"? Najgorszą rzeczą jest stanąć w miejscu. Aby tak się nie stało trzeba czasami dostosować się do warunków panujących wokół. Jeśli progres stanął, to zatrzymaj się na chwilę odpocznij tydzień. Zrób lżejszy tydzień, poznaj swoje słabości. Może coś musisz wzmocnić? Może twoje mięśnie przyzwyczaiły się do tego ruchu i lepiej go nieco zmienić? Możliwości i dróg do celu jest tutaj masa, ale najważniejsze to dążyć do swoich założeń i realizacji planu.
Dziękuję wszystkim forumowiczom, bez których nie przeczytałbym tylu cennych rad. Dziękuję tym, z którymi się nie zgadzałem i teraz widzę, że mieli rację. Dziękuję tym, których być może sam wyprowadziłem kiedyś z błędu.
Dzięki i Tobie, że tutaj zaglądasz i chciało ci się to przeczytać. Od dawna już nie piszę tego dziennika dla siebie. Na moje potrzeby wystarcza arkusz excela. Miło mimo wszystko będzie zajrzeć tutaj za wiele lat i zobaczyć z czym to ja się zmagałem i czy było warto.
Tylko mi nie zamknijcie tego forum!
Do usłyszenia za tydzień!