Witam. Na forum jestem już od jakiegoś czasu, ale nie czułem się kompetentny by wciskać tu swoje 3 grosze, a i z pytaniami starałem się sobie radzić w drodze. Niemniej jako, że zielony jestem w tej materii to chciałbym zasięgnąć rady, osób mających dłuższy staż w kalistenice i/lub ze Skazanym na trening.
Najpierw nakreślę krótki wstęp, bo może i on się okaże istotny.
Otóż 20 lat już uzbierałem, od co najmniej 5 regularnie trenowałem. Najpierw lekkoatletykę, potem sztukę walki. Intensywność zarówno treningów jak i ich częstotliwość bywała różna. Zdarzało się, że nawet 5 dni co dzień spędzałem po 3 godziny na macie. Ponad pół roku temu przyszła do mnie kontuzja, coś z kolanem (najpewniej łąkotka), poleczyłem się przez 5 miesięcy, nawet przedłużając kurację i wróciłem na matę. Tego samego dnia kontuzja powróciła, rzekomo w jakiejś innej formie, a tym samym wyszedł na jaw błąd, który w swojej opinii popełniłem. Mianowicie dałem sobie totalny odpoczynek. 5 miesięcy żadnej aktywności i podejrzewam, że noga się trochę osłabiła przez ten czas. Po odnowieniu kontuzji, krótka przerwa tuż po niej samej, ot żeby podstawową sprawność przywrócić i heja do ćwiczenia. Niegdyś brałem się za Proteo System Olivera Lafaya, ale ze względu na dość intensywnie zapełnione dni za łatwo szło mi odkładanie treningu(2 godziny to nie w kij dmuchał), więc poszukałem czegoś krótszego. No i tak zderzyłem się ze Skazanym na trening. Spodobało się, przypasowało, więc lecimy. Zacząłem od poziomu drugiego, bo niestety pierwsze mnie zwyczajnie wkurzały. Nie czułem żebym cokolwiek robił, więc wziąłem się za drugi z zamiarem poza tym bezsprzecznego stosowania się do książki, a także zachowania naddatkowej cierpliwości. I tak na ćwiczeniach upłynął mi już chyba z miesiąc, ale czegoś wciąż mi brak, a właściwie mam czegoś za dużo. Mowa tu o energii. Trening, choć sam w sobie mnie męczy to nie na długo. Po pewnym czasie jeszcze tego samego dnia mam ochotę jeszcze poćwiczyć, poruszać się. Zwyczajnie mnie nosi i czuję dyskomfort. W międzyczasie pokusiłem się o dodanie do mojego programu ćwiczeń z części drugiej Skazanego, ale to dalej mnie nie zaspokaja.
Mój trening plan treningowy wygląda następująco.(Jako, że i liczby się zmieniają i ćwiczenia docelowo też to wypiszę to grupami)
- Poniedziałek: Trifecta, podciąganie, pompki na palcach i zwisy.
- Wtorek: Trifecta, mostki, mostki do przodu, mostki zapaśnicze.
- Środa: Trifecta, popki w staniu na rękach.
- Czwartek: Trifecta, wznosy nóg.
- Piątek: Trifecta, przysiady, wspięcia na palce.
- Sobota: Trifecta, pompki.
No i cóż. Nie jestem pewien czy dobrze połączyłem pierwszą książkę z drugą, pewien natomiast jestem niedosytu. I tu moje pytanie: Czy mógłbym coś dorzucić do tych treningów, albo robić każdego dnia jeszcze jakieś ćwiczenia z innych dni? Nie chcę się przetrenować, chcę cierpliwie podążać za książką, przynajmniej tak długo, aż nie będę na tyle doświadczony by ziarno od plew oddzielić, a chciałbym jakoś mój trening uzupełnić bym nie miał ochoty odgryźć sobie nóg z nadmiaru energii(głównie w nich czuję nadmiar, a mimo wszystko potrząsanie nogami nie jest tym z czym utożsamiam trening ).
Cóż. Moje zboczenie pisarskie jak zwykle się ujawniło. Przykro mi, ale chyba nie potrafię zwięźlej pisać, stąd taki elaborat, a nie chciałem czegoś pominąć. Mam nadzieję, że nikogo to nie znużyło za bardzo, że trafiłem w dobry dział oraz że bezpośrednio nie powieliłem czyjegoś dzieła o podobnej tematyce.