Dzięki za zainteresowanie i z góry wybacz, bo się trochę rozpisałam. Wytłuściłam ważne rzeczy, resztę możesz pominąć, bo nic nie wnosi.
Odp. na ukł. nerwowy:
Ostatnimi czasy opierałam się na 5x5x5 Pavla. 5x5 Luko było dla mnie za nudne - 3 cięższe treningi w tygodniu przy mojej obecnej regeneracji były, że tak brzydko powiem, śmieszne. 5x5x5 Pavla daje mi lepsze efekty. W zasadzie to dawał, bo teraz wykombinowałam, żeby robić wszystkie koszmarnie ciężkie ćwiczenia (których zrobię tylko jedno perfekcyjne powtórzenie) wg. planu Armstronga. Powiem tak: działa. Nie nastawiam się na jakiś konkretny rozwój konkretnych aspektów. Po prostu się bawię z planami i sprawdzam, czy działają. Zabawa!
Podciąganie też mogłabym spokojnie odpuścić, ale ciekawi mnie właśnie 1. czy półpodciąganie w obecnej sytuacji według technicznego punktu widzenia zadziała [zadziała, czy nie, czy może modyfikacja (jak te zatrzymania) dadzą taki sam efekt, jak pełne podciagnięcia, czy uzupełniając podchwytem może, zadziała?] 2. czy półpodciąganie w praktyce zadziała [z uwzględnieniem wszystkich za, przeciw i modyfikacji]. Dlatego pytam i kombinuję.
Odpowiedź na pyt. o kontuzję:
Mam poluzowane więzadło tricepsa w prawej ręce.
Polega to tylko na tym, że coś mi przeskakuje z głośnym "strzałem" na przełomie 90-95 stopni w nachwycie przy napiętych mięśniach. Fizjoterapeuta zakazał mi wywoływanie tego "strzelania", bo może mi to więzadło się zerwać i powiedział, że jak już chcę się koniecznie podciągać, to tylko do połowy. Ponieważ dalej zaczyna przeskakiwać.
[Swoją drogą - tak się kończy kombinowanie. Już od roku mam ten problem, bo kombinowałam w pierwszych krokach Skazanego z pompkami przy ścianie na jednej ręce i pseudo-planche push ups na kolanach].
Odp. na słabe mięśnie towarzyszące:
To nie jest tak, że mam słaby ten triceps (czyli wspomniany trójgłowy), chociażby dlatego, że spokojnie zrobię w jednej serii 5 dipów, nawet bez rozgrzewki (właśnie sprawdziłam), pompki francuskie, a w zwykłych, które przecież kładą nacisk na prostowniki, jestem już w siódmym kroku wg Skazanego - pompki nierówne.
Oddech mocy z drugim akcentem z kuloodpornych mięśni brzucha, oddech siły z nagiego wojownika i hollow to ja robię na rozgrzewkę, a czasem nawet jak mi się nudzi.
Tak z czystej próżności popiszę się swoją drogą przez podciągnięcia, a co! Dłuższa historia i w sumie nudna, więc polecam pominąć.
Zaliczyłam: wszystkie kroki Skazanego aż do podciągnięć pełnych, których za cholerę nie mogłam zrobić (mimo że półpodciągnięcia robiłam, ale nie z pełnego zwisu - trochę oszukane, wiem - kąt w łokciach jakieś 160-170 stopni i do dotknięcia czołem drążka);
potem robiłam te wszystkie kroki tak samo, tylko z wykorzystaniem kółek.
Później podciągałam się wąskim podchwytem, nawet teraz zrobię 5 takich pełnych podciągnięć, zwłaszcza, że w podchwycie nie strzela mi łokieć.
No ale ja chciałam nachwytem. Więc ćwiczyłam najpierw negatywy, potem podciąganie z gumami (miałam problem z wyjściem ze zwisu, więc nie robiłam pełnego wyprostu łokci i rozluźnienia mięśni ramion jak w typowym zwisie). Gumy zadziałały tylko tak, że robiłam z tamtego kąta 160 stopni podciągnięcie do brody (już nie do czoła).
Potem próbowałam negatywów z kamizelką 10kg. No ale nic to nie dawało.
Więc jakoś po świętach znalazłam filmik z ćwiczeniem łopatek. W sobotę wieczór, pamiętam dokładnie. Nie wydawało mi się, żebym wykonywała to ćwiczenie poprawnie, no ale spróbowałam, bo już miałam całkiem rzucić podciąganie. W niedzielę rano, jak zwykle, przechodząc pod drążkiem i hołdując smarowaniu gwintów, zrobiłam swoje standardowe podciągnięcie z 90 stopni w górę, ale postanowiłam zejść do pełnego zwisu. I ło matulu! Udało mi się podciągnąć z pełnego zwisu. Potem jeszcze przez trzy dni, nie dowierzając, smarowałam gwinty pełnymi podciągnięciami z pełnego zwisu (!), aż postanowiłam zrobić Armstronga. Doszłam w 2 tyg. do 3 pełnych podciągnięć ze zwisu w jednej serii. A potem poszłam do fizjoterapeuty. No i mam zakaz na pełne podciągnięcia.
Jeszcze wspomnę, że kombinowałam z wyjściem do podciągnięć przy rozluźnionych barkach (uszy schowane w naramiennych) i wcale nie jest jakoś źle. Może to tylko na mnie działa, ale jak zawsze miałam problemy ze strzelaniem w barkach i bolesnością obojczyków, tak odkąd wychodzę z całkowitego luzu, mam wszystko ładnie nasmarowane i zero problemów.
W ogóle moje historie leczenia kontuzji kalisteniką to bardzo ciekawe zagadnienie.
W zasadzie, wpadła mi do głowy pewna myśl przy okazji pisania.
Co myślisz o takim rozwiązaniu:
plan Armstronga nachwytem w połowie ruchu + zatrzymania w fazie negatywne. A potem powtórka rozpiski Armstronga z tym że podciąganie wąskie podchwytem w pełnym ruchu?
Podchwytem mogę spokojnie się podciągać, bo nie strzela i też działam z pełnego zwisu. Nachwytem mogę tylko do połowy, szerokie podciągnięcia też do połowy, bo choć strzela mniej, to wciąż strzela. Myślę też, że ćwiczyłoby to te moje słabiutkie plecki za pomocą nachwytu, a jednocześnie zachowałoby pełny zakres za pomocą podchwytu.
Dzięki! Za pomoc i gratulacje.