ostatnio męczył mnie trochę brak motywacji, na garnuszku rodziców ciężko trzymać takie same kalorie, a ostatni tydzień mimo, że był pełny aktywności, dużo więcej ruchu wysiłku fizycznego i psychicznego to jedzenie wartościowego jadłem dużo dużo mniej niż zwykle, myślę, że nie przekraczałem 2000 kcal dziennie może jakimiś śmieciami dobijalem jeszcze z 200/300 kalorii ale to i tak malutko, komuś może wydawać się to idiotyczne, ale ja po tygodniu chujowego jedzenia wyglądam tak jak jadłem, silowo też na treningach czułem się gorzej, i przyszło to zwątpienie, jedyny powód przez który czasem myślę, że nie warto ćwiczyć nie dla mnie trening jest właśnie brak możliwości posiadania diety, ogromnie wkurwia mnie to jak na różnych stonkach motywacyjnych czy fp na internecie z osób trzymających dietę robią męczenników, uwierzcie mi, że wolałbym jeść 100% zdrowo bez cheat dayow i innych takich niż jeść tak jak jem teraz, to dopiero jest trudne ćwiczyć mega dobrym treningiem, osiągać efekty cieszyć się każdym treningiem, mieć sporą świadomość na temat diety i odżywiania, i równocześnie zajadać się białym chlebkiem z żółtym serem
i wiedzieć że z dietą osiągnąłbym dwa razy więcej
i dzisiaj miałem już moment kulminacyjny tego zwątpienia i wtedy przypomniałem sobie, że w 4i pół miesiąca, z wagi 62 mam 68(po tej glodowce pewno około 67) że z 49 cm w udzie jest teraz 57/58 że robie przysiady 80kgx4 a w pierwszym treningu nóg 40 kg było dla mnie wysiłkiem prawie do porzygu, 60 kg w mc na raz stało się 140 kg 200%masy ciała wyciskanie z 70 kg do 110 wiosłowanie z 40kg na dwa razy do 100x5!! Ręką 32cm ma teraz obwód 38 cm, do tego nauczyłem się muscle upów, pompek na jednej ręce, dips +54 kg !! I teraz co ważniejsze stałem się motywacją dla dziewczyny, która również trenuje 4 miesiące, momentami ma większą motywacje ode mnie, wyedukowalem ją i dałem mega dobry trening, teraz to ona nie wiedząc o tym motywuje mnie swoją zawzietoscia do treningów, zmotywowalem prawie 10 kumpli, w sobotę byłem z nowym podopiecznym, wszyscy ciągle ćwiczą i co jakiś czas wychwalaja mój trening jeden ostatnio podniósł symboliczne 100 kg na wyciskanie, inny powiedział że mnie kocha bo w końcu zaczęła mu rosnąć klatka a jeszcze inny powiedział, że jestem dla niego najwieksza motywacja i nie przestanie ćwiczyć dopóki nie będzie tak dobry jak ja a nawet lepszy
i jak tak skończyłem o tym wszystkim myśleć, stwierdziłem, że naprawdę kurewsko żałosne jest takie uzalanie się nad sobą, bo im większe trudności w osiągnięciu sukcesu tym bardziej on będzie cieszył
na koniec moje ulubione motto życiowe, trochę gowniarskie ale jednak ulubione:
,,jak postawią mur na mojej drodze, to go rozpierdole, wchodze nie omijam, bo mi kurwa nie po drodze" pozdrawiam kogoś kto przeczytał całe