Ok, skoro mój plan nie został okrutnie wyśmiany a ja wysłana na fitness, to postanowiłam prowadzić dziennik. Mam co prawda papierowy backup, ale tutaj zawsze ktoś może zawsze skomentować moje nienachalne zmagania z własnym ciałem. Póki co, będzie wyglądało to śmiesznie, ale mam nadzieję, że to się zmieni za kilka miesięcy
Miałam zacząć od poniedziałku, ale wiadomo jak to z "zacznę od poniedziałku" jest.
Niedziela 19/6/16
- rozgrzewka:
- pajacyki (ileś, nie wiem, do rozgrzania)
- skłonów tyłowia (30)
- skrętoskłonów (30)
- krążenie tułowia (30)
- 10 podniesień tułowia w leżeniu na brzuchu (powoli)
- 10 powolnych kocich grzbietów
- ćwiczonka:
- mostek króki 2x10
- hollow body w czterech krokach (najpierw ten, z ugiętymi nogami i rękoma do przodu>30s; z położonymi na prosto nogami i dłońmi nad udami>30s; dłonie nad udami, nogi lekko uniesione>30s; true hollow body z łapkami do tyłu>ok. 17s)
- zimny prysznic
- 20 minut medytacji
Takie pełnoprawne hollow body nie wychodzi mi jeszcze tak długo jakbym chciała. Przerywam w momencie jak czuję, ze mi się odcinek lędźwiowy odkleja od podłogi. Po medytacji jeszcze porobiłam kocie grzbiety, bo wyczuwałam jakieś napięcie właśnie w dole kręgosłupa.
Miałam jeszcze dzisiaj pobiegać, ale po wczorajszej 14 godzinnej zmianie w pracy trochę jednak umieram. Plus z polecenia Pablo nie szarżuję z niedzielami :>