Zastanawia mnie na jakiej podstawie uznaliście, że tłuszczówka bądź wegetariańska/wegańska dieta jest najlepsza? Kumam, że zaraz powołacie się na jakieś książki i badania, tylko... No właśnie... Każde podejście powołuje się na badania, książki i naturę. Dlaczego jedne badania wyselekcjonowaliście jako dobre, poprawne, wiarygodne, a drugie jako oszukańcze, źle przeprowadzone, fałszywe? Jak dobrze wszyscy wiemy badania można nagiąć i interpretować pod własne potrzeby. W końcu obecna piramida żywienia też jest poparta jakimiś badaniami. Ostatnio wpadła mi w ręce książka zakupiona przez moją mamę. Czy można żyć 150 lat. Czy coś w ten deseń. Michała Tombaka. Postanowiłem zajrzeć, bo to Ruskiego, więc może jakiś sens ma. Uśmiałem się setnie przy energii czerpanej z kosmosu, sprawdzaniu przy pomocy złotej obrączki czy jedzenie jest dla nas dobre itp. Nawet on się powołuje na jakieś badania. A do tego ukończył Uniwerek Rosyjski na wydziale biologii i chemii. O tyle bezpiecznie, że tu przynajmniej widać, że ta książka jest do niczego. Natomiast inne starają się być mega naukowe, odsyłają się do kolejnych badań i nie widzę sposobu by spośród tego wszystkiego rozróżnić "prawdziwe" badania od badań dopasowywanych do wyniku. Najczęściej powielaną opinią jest, że najzdrowsi są umiarkowani wegetarianie (czyli jedzący mięso max raz w tygodniu), a przy tym powoływanie się na jakieś plemiona i inne takie długowieczne.
Mnie do "tłuszczówki" przekonały dyskusje na forum, książki Daviesa, Perlmuttera, Lutza, Kwaśniewskiego, Wolfa, różne artykuły internetowe dotyczące mitu cholesterolu, tłuszczu i inne w ten deseń. Stwierdzilismy z żoną, że spróbujemy, stwierdziliśmy, że jak nam się nie spodoba to wrócimy do tego co było wcześniej i tyle. Wywaliliśmy całe stare żarcie czyli ryże, makarony, mąki, cukry, chleby, płatki różnej maści i inne duperele wyszło chyba tego 3 reklamówki. Zaczęliśmy jeść mało węgli, dużo tłuszczu, średnio białka, chociaż z ilością białka na początku popełnialiśmy trochę błędów i jedliśmy go za dużo. I stwierdziliśmy że do starych przyzwyczajeń nie wrócimy.
Pokończyły się problemy jelitowo-żołądkowe z zespołem jelita drażliwego i wypróżnianiem co 30min-60min na czele, po jedzeniu nie jesteśmy senni, dobrze się czujemy, mniej jemy, mamy więcej energii (poza dniami gdy naszemu adasiowi wyrzynają się ząbki), uwielbiam stan gdy to ja decyduję kiedy i co jem a nie mój nałóg węglowodanowy. Nie tracę mnóstwa czasu na przygotowanie jedzenia i jego zjadanie, dania są prostsze w przygotowaniu co również oszczędza czas. Nie chorujemy.
Mam też porównanie z dietą opartą w znacznej mierze o pokarmy roślinne, z małą dozą mięsa (jeden raz dziennie gotowana 200g pierś kurczaka, bo wtedy liczyłem kalorie i wierzyłem w to, że mięśnie rosną od jedzenia białka, a tłuszcz to nasz wróg), wtedy czułem się po prostu źle, byłem rozdrażniony, senny, ciągle głodny. Teraz jest o niebo lepiej i mnie osobiście dieta oparta tylko o pokarm roślinny nie przekona i ze względu na to co przeczytałem, i obejżałem, i ze względu na własne doświadczenia.
Ale jak ktoś wybiera inną drogę niż moja, lub podobną do mojej, cóż, jego wybór. Mogę tylko życzyć zdrowia.
Ostatnio oddawałem krew, oczywiście doktórka miała trochę problemów, że krew będzie tłusta i wogóle. Ale wyniki wyszły bardzo ładne i z tym akurat nie robiła żadnego problemu.