Hej.
Z programem skazany na trening zapoznałem się dosyć dawno i podejmowałem już kilka prób realizacji treningu, ale zawsze po kilku tygodniach przerywałem. Powód ten sam - zbyt mała intensywność. No chyba, że nie zrozumiałem do końca tej książki.
Otóż nie jestem sportowcem i nigdy nie ćwiczyłem regularnie toteż moja sprawność fizyczna leży i kwiczy. Skazany więc wydaje się być przyjemnym rozwiązaniem, bo w końcu Wade obiecuje, że jest to program z którym poradzi sobie dosłownie każdy.
I tak zaczynam od "Świeżej krwi". 2 razy w tygodniu. Między innymi pompki przy ścianie. I teraz chyba kwestia, o którą się rozchodzi. Wade pisze wyraźnie "zacznij od 8 powtórzeń danego ćwiczenia. Gdy dojdziesz do 10 zacznij robić dwie serie. Gdy dojdziesz do 2x25 rób 3 serie. Za każdym razem dokładaj ilość powtórzeń, aż w końcu będziesz w stanie wykonać próg przejścia".
No więc jeśli zaczynam od powiedzmy 10 powtórzeń pompek przy ścianie i co każdy trening dokładam 2 powtórzenia to próg przejścia osiągam za jakieś 6 miesięcy. WTF ? Pół roku robienia kilku pompek przy ścianie ? Ja rozumiem, że stawy, że ścięgna itp, ale kaman
Zresztą cała filozofia Wade'a, że to trening progresywny i musi być dużo czasu na regenerację. A jeden z ostatnich planów pt odosobnienie zakłada ćwiczenie codziennie. Więc trochę zaprzecza sam sobie. A z drugiej strony jest też Olivier Lafaye ze swoją metodą, gdzie też ćwiczy się dosyć ciężko bardzo często. I reszta hardcorowców takich jak hannibal czy medrano, którzy ćwiczą codziennie po kilka godzin.
Konkluzja sprowadza się do tego - czy na prawdę pierwsze kroki polegają na totalnym opieprzaniu się przez pierwsze 6 miesięcy ? Bo bez przesady, ale nawet jak na kogoś bez żadnej kondycji takie ćwiczenia to trochę śmiech