W drugim kroku skazanego autor mówi wyraźnie na temat techniki, aby "...płynnie podciągnij się, (...) aż do dotknięcia klatką piersiową stołu...". No właśnie... Nie mam stołu więc zawiesiłem sobie drążek rozporowy w futrynie na odpowiedniej wysokości, wydaje się idealnie. Problem mam z dotknięciem klatką do drążka. Nie ważne czy próbuję przy pierwszym powtórzeniu, na świerzo czy przy późniejszym. Ćwiczenie nie wydaje się trudne, ale za nic nie mogę dotknąć klatką drążka. Po prostu podciągam się na tyle ile się da, a potem jeśli chcę próbować ciągnąć jeszcze wyżej, aby klatką dotknąć to nie ważne jakbym próbował nie mogę tego zrobić. Generalnie brakuje mi - o zgrozo - jakieś 10cm. Sprawdziłęm sobie czy jestem w stanie w ogóle wykonać taki ruch: wziąłem drążek w ręce i na stojąco spróbowałem przyciągnąć go do klatki. Daje radę, ale przy samej klatce muszę mocno plecy i łopatki ściągnąć do siebie, a łokcie odchodzą mi od ciała tworząc kąt około 45 stopni. Nie zmieściłbym się tak w futrynie, więc spróbowałem na siłe dociągnąć je do ciała, ale wydaje się to nie naturalne dla ułożenia ciała - zawsze wydawało mi się, że w kalistenice jeżeli ciało daje znać, że przestajesz czuć się "wygodnie" to coś robisz nie tak.
Czy w tym cały szkopuł - muszę nauczyć się podciągnąć tak jak przy próbie na stojąco czy coś gdzieś pominąłem?