Nie chciałem się wdawać w dyskusję, bo to jest bardzo długi temat, a ludzi na forum to czytających mało xD
Na początek chyba Dziki źle zrozumiałeś "moją" definicję zerowego bilansu, w ten bilans jest już wliczony trening, (cała konsumpcja - wszystkie wydatki = 0). Fakt, że organizm nie lubi budować mięśni, ale jeszcze bardziej nie lubi ich palić bo mu się to nie kalkuluje, najpierw zużywany jest cały glikogen, następnie tłuszcz i dopiero jak musi to sięga po mięśnie. Jak organizm został poddany stresowi i mięśnie uległy mikrouszkodzeniom to są one w priorytecie zaraz za narządami wewnętrznymi (funkcjami życiowymi) analogicznie do np. skaleczenia, złamania. Kalorie nie mają bezpośrednio wpływu na budowę tkanki mięśniowej (jej reperowanie) tylko białko, a konkretnie aminokwasy, i tutaj chcąc nie chcąc wkraczamy w temat jakości tego co jemy. Jeśli nie dostarczymy niezbędnych aminokwasów (egzogennych) nie tylko nadbudowa mięśni będzie utrudniona, ale przede wszystkim co ważniejsze funkcjonowanie organów wewnętrznych.
Kolejny fakt - organizm nie funkcjonuje w rytmie dobowym, tylko ciągłym, więc dla niego nie ma większego znaczenia czy w środę zjesz 3000 kcal, 3300 czy nawet 2000, nie dostanie tyle ile potrzebuje - będzie wołał, zakładam, że każdy z nas wie jak się takie "wołanie" objawia.
Teraz trochę matmy. 1 kg tkanki tłuszczowej czyli 1000g * 9kcal = 9000 kcal, a każdy z nas ma w sobie przynajmniej kilka razy tyle, więc na prawdę zjedzenie mniej jednego dnia, czyli poniżej tego magicznego bilansu nic nam nie zrobi. Dlaczego, więc nie jeść z nadwyżką? proszę bardzo ja nikomu nie zabraniam, ale ta nadwyżka nie jest przeznaczona na budowę mięśni, tylko na tworzenie zapasów, zapasów w postaci pięknego sadełka podskórnego.
Czy możliwe, że jedząc do syta na oko je się powyżej zapotrzebowania? oczywiście, szczególnie jedząc śmieciowo jest to nawet niebezpieczne, ale w moim przypadku wyznacznikiem jest patrzenie na sylwetkę oraz wagę, waga stoi w miejscu, wszystko się zgadza, to zależy również od treningu, jak miałem okres wprowadzenia w zakresach hipertroficznych to waga szła w górę, a robiąc siłę stoi w miejscu, a nawet delikatnie spada, jedząc tak samo.
No i na koniec jest jeszcze sprawa wyliczania tego bilansu, który jest różny w każdy dzień, różny w zależności od temperatury otoczenia, wyższy jak mniej śpimy, wyższy jak mamy nadczynność tarczycy itp. itd.
Odnośnie pytania o trening to nie powiem Ci dokładnie z dwóch powodów, po pierwsze nie ma jednej najlepszej drogi, a po drugie nie jestem w tym ekspertem. To co już Ci napisał Krzepki jest dobrą radą, jako ćwiczenia pod dany element stosuj odmiany/progresje który najbardziej przypominają tę figurę, dobierasz sobie progresję np. bazując na filmikach na YT, która stanowi dla Ciebie wyzwanie, ale jednocześnie możesz ją odwzorować poprawnie technicznie w każdym najmniejszym szczególe i bez oszukiwania. Raczej nie powinieneś potrafić przytrzymać określonej progresji dłużej niż 15 sekund, a serie robić zawsze z zapasem np. w przedziale 6-12 sek. Moment przejścia (utrudnienia) to 1) poprawienie maksymalnego czasu hold'a, 2) wydłużenie poszczególnych serii, lub zwyczajnie subiektywne odczucia, że dana progresja jest już znacznie lżejsza niż na początku i dalsza praca na niej nie da dużych efektów. Czy samo jedno ćwiczenie wystarczy, nie wiem, można np. pracować na różnych trudnościach, w lżejszym robić opisane wyżej przytrzymania, a w trudniejszym np. z maksymalnym przytrzymaniem 0-3 sek. robić negatywy.
Back lever jest o klasę łatwiejszy od fronta. Możesz np. pracować nad back leverem i dragon flag, który wzmocni Ci również core pod fronta, i jednocześnie lekko bawić się z progresjami front levera, bardziej w celu wzmocnienia obręczy barkowej niż core.