Zaintrygowała mnie ostatnio polecana przez niektórych tu na forum książka Zbożowa Głowa. Generalnie na wszelkie wspomnienie o glutenie widzę oszołomów ze Starbucksa z ajfonami, ot kolejny przykład mody/fejmu czy innego bycia na topie. Drugą grupą, którą widziałem to ci faktycznie chorzy, którzy przez tych pierwszych często wyglądają na oszołomów. Po zagłębieniu się w parę lektur dot. odżywiania doszedłem do wniosku, że jest jeszcze trzecia grupa. Mianowicie ludzie, którzy chcą się odżywiać zdrowo i zwyczajnie wybrali jedną z dróg do tego celu(ot ktoś przekonał ich, że ta jest lepsza od innych). Jednak zanim wykształciłem pojęcie trzeciej grupy chciałem odrzucić od siebie powyższą książkę(ciągle tylko gluten i gluten), niemniej zaintrygowało mnie podejście neurologiczne do tematu i w lekturę się zagłębiłem. Nie powiem, by autor mnie przekonał, bo wszyscy autorzy diet powołują się na jakieś badania i niemożliwością jest ogarnąć je wszystkie, na plus jednak zaliczyłem to, że nie namawia, a wręcz zniechęca do kupowania tego co zostało nazwane "bezglutenowym", co z kolei pozwoliło mi wierzyć, że jest szansa, iż jakaś firma za nim nie stoi. Zmagam się jednak od jakiegoś czasu z dolegliwościami żołądkowymi, o których autor mimochodem wspomina, stąd postanowiłem "przetestować" tę dietę. W międzyczasie w kolejce czeka "Dieta bez pszenicy" Wiliama Davisa, która mam nadzieję rozwinie kwestię układu trawiennego.
Niestety menu proponowane przez pana Davida Perlmuttera trochę przewyższa moje zdolności finansowe i skonstruować będę musiał jakąś tańszą alternatywę. Tak w przedziale 5-10 zł miesięcznie, co mam nadzieję uda z pomocą książki Wiliama Davisa.
Ciekawią mnie jednak opinie, wrażenia i generalne odczucia po zastosowaniu powyższego sposobu żywienia.
Zastanawia mnie też kwestia suplementacji proponowanej przez autora (jest to jeden z powodów dla których chciałem wywalić tę książkę). Jakoś nie potrafię się przekonać, że człowiekowi potrzebna jest specjalna suplementacja ponad to co spożywa. Nie twierdzę, że elementy pobrane z suplementów są gorsze od tych z pożywienia, jednak... nie wydaje mi się, by człowiek powstał ewolucyjnie do permanentnego niedoboru, w końcu nasi przodkowie nie mieli aptek, wystarczało pożywienie. Tak więc nie wzgardzę wszelkimi informacjami od osób, które w ten sposób się odżywiają. Jako laikowi w temacie wszelkie informacje na bank okażą się przydatne.
Swoją drogą ktoś mi wspominał ostatnio o książce kucharskiej dostępnej w Biedronce/Lidlu właśnie dla diety niskowęglowodanowej. Jednakże jak poprosiłem by osoba mi sprawdziła dawki węglowodanów i tłuszczy (bo były w niej podane) to stosunek był różny. Czasem więcej węglowodanów, czasem więcej tłuszczy. Autora niestety nie zlokalizowano, lecz podano, iż oparto o przepisy Beaty Woźniak. Ktoś coś wie na ten temat?